środa, 23 grudnia 2020

Silniejsza

 Dziś jestem silniejsza. Niestety już wypadłam z blogowego życia. Prawie nikt mnie nie pamięta. Nikt tu nie zagląda. Wiadomo. Jak ktoś pisze regularnie posty to siłą rzeczy łapie kontakt z innymi blogerami. To nie jest mój pierwszy blog. Ha ha ha i pewnie nie ostatni.

Kiedyś Bogdan zapytał dlaczego tyle tych blogów. Nie pamiętam co mu powiedziałam. Gdyby zadał mi to pytanie teraz to powiedziałabym, że dzielę informacje na bloga tematycznie. Tak. Moim najnowszym blogiem jest ten o mnie i o nim.Niee nie o Bogdanie o Moim Królu i o mnie. Bogdan jest moim przyjacielem, zna mnie chyba bardziej niż ja sama siebie. To jemu zawsze wyplakiwalam się w mankiet ( tak na prawdę to tylko maile). Mam jeszcze Darka, Michała i Michaela, którym się najczęściej zwierzam. To mi odpowiada. Od ślubu, a właściwie to jeszcze wcześniej, od czasu jaj k jestem z Królem zaniedbuję ich. Ale jak miałam nogę w gipsie odezwałam się do Michaela. On zawsze mnie wysłucha i... To mi wystarcza. To jest rodzaj terapii dla mnie. Nie jestem sama a na blogu mi wstyd, że ja terapeuta pozwalam się tak traktować. Nie pozwalam, ale pozwalam. Mówię Królowi, że chcę rozwodu, że nie chcę i nie zgadzam się na takie traktowanie. Ale nic z tym nie robię. nadal z nim jestem. Napisałam wiersz Łza goni łzę. Jest na moim blogu Clara Poezja - link obok. To prawda, że kocham go coraz mniej. Wiem jakie są nazwijmy to procedury, znam teorię. Przestanę go kochać. 

Muszę wrócić do dnia 11 grudnia 2020 to był piątek. Król wyszedł z domu o 20.30 był pod wpływem alkoholu. Jeszcze do mnie zadzwonił ok. 22 lub 22.30 mam teraz taki telefon że mi nie pokazuje godzin połączeń telefonicznych. Nie wrócił do rana. Nie dawał znaku życia. Był nieodpowiednio ubrany. Poszedł w trampkach i na koszulkę z krótkim rękawem założył kurtkę. Gorąco mu było, bo był pijany. Dzwoniłam w nocy i rano. Telefon był aktywny, ale on nie odbierał. Zaczęłam się poważnie martwić. To do niego nie podobne. Zawsze gdy jest poza domem pijany dzwoni do mnie co chwilę, dosłownie setki razy. Jak z nim rozmawiałam powiedział że pytał w delikatesach czy nie ma tam jego portfela, ale nie było. Powiedział, że zaraz wraca do domu. Nie wrócił. Ta noc była tragiczna. Nie wiedziałam co się z nim stało. Rano pod biedronką stał patrol policji. Podeszłam. Zapytałam okolicznych żuli przepraszam jeżeli kogoś obrażam tym słowem, spytałam ich czy kojarzą mojego męża. Kojarzyli. Nawet jeden wiedział że Król najpierw miał trójkolorową czapkę, a potem czarną ( tak naprawdę była szara). Powiedział że go widział ale nie wie dokąd się udał. Policji powiedziałam, że chcę zgłosić zaginięcie męża. Opowiedziałam wszystko. Policjant wziął z mojego telefonu dwa zdjęcia Króla i powiedział, że mam niezwłocznie udać się na komendę w naszym mieście i zgłosić oficjalnie zaginięcie męża. Tak też uczyniłam. Jak  na komendzie policjant spisywał dane moje i Króla popłakałam się od tych emocji,  podszedł inny policjant. Znaleźli go. Jest w innym mieście na izbie wytrzeźwień. Zawsze musi być ten pierwszy raz. Poczułam ulgę. Ucieszyłam się, że nic mu się nie stało. Tak. Mam męża alkoholika. Od tego czasu do dziś przy mnie nie pił alkohol. Nie stawiał na stole piw po powrocie z pracy odpowiadając na moje pytanie skąd miałeś pieniądze? - od kolegi piwa dostałem. 

Dziś napisał smsa, że postoi z kolegami pod pracą. Na rowerze pojechał, bo do pracy ma jakieś 4 km. Jak bardzo pijany wróci? Czy zepsuje święta? Czy znów będę płakać z bezsilności? Czy będzie chamski? Czy będzie mnie obsypywał epitetami? 


Spokojnej nocy... Sobie życzę


piątek, 11 grudnia 2020

Gorzej niż źle

 Dziś jest gorzej niż źle.Placzę i staram się uspokoić. Król wyszedł. Początkowo założyłam kolejnego bloga Król i ja, bo nikt nie zna do niego linku, nie wyskakuje w powiadomieniach u mnie. Pomyślałam, że jak ktoś znajdzie to sobie poczyta i może coś mi napisze... A dziś muszę, bo inaczej się uduszę.Wstyd mi

Tak bardzo wstyd

Przecież wiedziałam przed Ślubem...

Ale nie wiedziałam, że będzie aż tak...

Teraz mogę się przyznać do tego, że się wahałam, odłożyliśmy ślub o pół roku. 

No i powiedziałam tak

Uwielbiam zdjęcia z tamtego czasu

Z początków naszego wspólnego życia we dwoje

Sprzed 4 lat

20 grudnia stukną nam cztery lata jak jesteśmy razem

No i chyba z roku na rok jest coraz gorzej

Tak, wiem mogłam nie brać ślubu i teraz bym go wywaliła 

Ale chciałam, zakochałam się wydawał się taki opiekuńczy i troskliwy

A ja byłam taka szczęśliwa

Miałam uśmiech od ucha do ucha

Dobra

Beczę

Później dokończę...

Czasem trzeba się wypłakać



piątek, 13 listopada 2020

Moja noga

 No niestety znowu wylądowałam na wózku inwalidzkim. Mam go po Mamie... 

Tuż przed końcem lutego miałam wypadek -zdarzenie, czy jak to nazwać. Po prostu pochyliłam się by poprawić sobie sznurowadło w bucie i trach! Skręciłam prawe kolano. No kto by pomyślał. Ale dało się jakoś chodzić... 

Zaś 3 listopada wracałam do domu i gadałam przez telefon z teściową. Już byłam prawie u drzwi. Musiałam jedynie pokonać siedem schodów, ale... Nie doszłam. Trzymałam telefon zamiast chwycić się poręczy. Ale z drugiej strony ile to razy wchodziłam po tych schodach nie trzymając się niczego, wbiegłam po nich tysiące razy, nie są ani za wysokie, ani jakieś niebezpieczne. Są zwyczajne. Powaliło mnie. Upadłam na obydwa kolana. Usłyszałam trach! I już nie potrafiłam stanąć na lewą nogę. Znowu SOR w Piekarach Śląskich. Najpierw namiot. Potem wypisywanie oświadczeń. Mój Król jako opiekun - bo ja na wózku inwalidzkim. Zanim nas wpuścili dezynfekcja rąk, mierzenie temperatury, mierzenie natlenienia organizmu -nie znam się na tym, ale zarówno ja jak i Król mieliśmy 90/70. Pomyślałam sobie, że skoro ja i On mieliśmy tyle samo to znaczy, że chyba dobrze. Jeden pacjent w maseczce właśnie wychodził. Byliśmy tylko my. Minęła dziewiętnasta. W jednym z gabinetów było słychać śmiechy i chichy lekarzy. Ale co tam. Kazali nam czekać. Po 40 minutach zjawił się pierwszy lekarz i zaprosił mnie do gabinetu. Król mnie podwiózł. Lekarz był tak niedelikatny, że dosłownie odruchowo chwyciłam go za rękę i ją odsunęłam od mojej nogi. Płakałam z bólu podczas badania. Lekarz kazał poczekać. Po jakimś czasie przyszedł kolejny lekarz - ten był w granatowym ubraniu, tamten poprzedni miał jasno niebieskie ubranie. Znów uciskał kazał wykonywać różne ruchy. Jak wyszedł wypłakałam się... Straszne to badanie, to cierpienie. Potem RTG i USG. No i diagnoza - zerwany mięsień trójgłowy łydki. Pojęcia nie miałam, że w łydce też jest taki trójgłowy... Noga w gips. Kontrola w poradni ortopedycznej 7 grudnia... 

Na wózku z tym gorącym gipsem do taxi i do domu. Ale jak tu wejść po tych magicznych siedmiu schodach? Worek na nogę. Gips już twardy, nogi opuchnięte stawać zakazano, bo się mięsień całkowicie oderwie i wtedy operacja...

 Ale cóż Jestem więźniem parteru domu. Łazienka na piętrze to kąpie się w ubikacji w umywalce siedząc na toalecie. Da się? Da się. Pewnie, że się da. Ja już nawet dwa razy odkurzałam cały dół domu siedząc na wózku. Bo wiadomo, nosi mnie. Ta niemoc jest straszna. Po 10 daniach opuchlizna zeszła. I trochę mogę się podeprzeć lewą nogą. Póki co to gdy muszę się podnieść obciążam prawą nogę osłabioną po skręceniu kolana.

Nie wiem czemu mi się to przytrafia. Może leki, które biorę mają wpływ na osłabienie struktury mięśni i ścięgien...

Dobrze, że mam ten wózek... Pamiętam jak Mamusię woziłam... Do oczu napłynęły mi łzy....

A Moja Rina jak miała 4 i pół miesiąca wyglądała tak:


Dzisiaj trzynastego piątek Moja Ulubiona data 😍



środa, 24 czerwca 2020

Trzy miesiące psiaka

Blog to takie fajne miejsce. Zawsze tak uważałam.

Nasza psinka ma już trzy miesiące.
Suczka przyszła na świat 19 marca 2020.
Nie mam pojęcia ile wtedy ważyła, ale jak miała dwa miesiące ważyła 6 kg.
 Kiedy jechaliśmy po nią 23 maja 2020 w sobotę byliśmy podekscytowani. W domu staraliśmy się zdecydować jak ją nazwać. Padło kilka propozycji i albo imię nie podobało się mojemu Królowi, albo mi. Tuż przed wyjściem z domu mieliśmy pewniaka. Nazwaliśmy ją Rina :-)
 Nowa mała psinka miała oklapnięte uszka, nie potrafiła chodzić po schodach. W domu zostawała w salonie gdy wychodziliśmy na górę. Skomlała wówczas. Bardzo szybko nauczyła się schodzić do ogrodu po schodkach. W ogrodzie uczyła się siadać, przynosić patyk.Wchodziła niezdarnie po schodkach do domu. Po pewnym czasie nauczyła się wchodzić na piętro domku, ale trzeba ją było znosić na dół na rękach. Zważyliśmy ją po tygodniu pobytu z nami - 8 i pół kg, za kolejnych siedem dni jej waga wzrosła do 10 i poł kg, po kolejnym tygodniu ważyła 12 i pół kg (10.06). Wtedy zdecydowałam się nauczyć Rinę schodzić z piętra na dół. Bała się, ale nauka poszła szybko. Teraz to już potrafi biegać po tych schodach tam i z powrotem 😀 W sobotę ważyła 15 i pół kg (20.06). Sprawdzałam w tabeli, że owczarek niemiecki w 3 miesiącu życia może ważyć 15 kg. No to jest OK.



Nie da się jej przekarmić jak nie ma ochoty to nie je. Nie jest typem psa, który zjada wszystko i zawsze. Bernardyn, którego miałam w dzieciństwie był takim żarłokiem.
Teraz Rina podaje na komendę jedną łapkę, drugą łapkę, przybiega kiedy się ją zawoła. Uczy się chętnie.



Jakiś tydzień temu postawiła uszy, najpierw jedno, teraz obydwa i nawet jak śpi uszy ma postawione. To było ważne dla mojego męża. To On widnieje jako właściciel psa. Zależało mu na tym. Zawsze chciał mieć psa. No to ma.
Na mnie spadła codzienna opieka i nauka psa podstawowych zachowań. To z racji tego, że pozostaję w domu. Rina rośnie bardzo szybko o dwa oczka trzeba jej było poluzować obrożę, a z tej mniejszej obroży już wyrosła. Nadal trzeba z nią wychodzić wielokrotnie, ale taki urok opieki nad maluchem.
Kochana psina 😍:-*

niedziela, 14 czerwca 2020

Jest jak członek rodziny

Psinka jest jak Nowy Członek Rodziny :)
Jako maluch jest ruchliwa i ma sporo pomysłów na psocenie. Ma okresy wzmożonej aktywności i takiej psiej szczenięcej głupawki :)
To wszystko jest urocze ale i czasem denerwujące.
Początkowo i w nocy chciała się bawić, bo budzi się jeszcze ok. 2 nad ranem potem ok. 4, a o 6 to już normalnie wstaje. No jak dzieciak. Wstaje i domaga się uwagi, chce się bawić.



Kochana jest :)))



środa, 20 maja 2020

Nadchodzą zmiany

Oswajam się. Jeszcze się oswajam z nadchodzącymi zmianami. I nie mam tu na myśli Koronawirusa, bo te zmiany trudno ogarnąć i nie jestem w stanie o tym pisać. Już za parę dni, za dni parę pojawi się u nas pies - konkretnie suczka - mały szczeniak. Pewnie wszystko stanie na głowie. Z jednej strony bardzo się cieszę, ale z drugiej wieeem co to znaczy mieć psa.
Chciałam, odkładaliśmy to mówiąc, że najpierw jeszcze trochę pojeździmy po kraju, pozwiedzamy i do rodziców Mojego Króla będziemy jeździć... Aż tu nagle bum! Mąż przyniósł nowinę - kolega ma szczeniaki. Podyskutowaliśmy trochę i padła decyzja BIERZEMY! Pojawiły się wątpliwości. Ale piesek zaklepany. Piesek okazał się suczką, zdania nie zmieniliśmy. Ja wolałam suczkę, bo do domu z ogrodem lepsza. Nie niszczy drzewek i krzewów. Trochę sprawy się skomplikowały - nie mamy płotu pomiędzy sąsiadami. Jakoś będziemy musieli się bez niego obejść, bo szykują się spore wydatki i nie będziemy mieli wolnej gotówki.
Następnym razem postaram się już wstawić fotę naszej małej :-)